poniedziałek, 25 sierpnia 2014

AU PAIR IN ICELAAAAND


NAJLEPIEJ


Moja islandzka rodzinka prezentuje się tak :
Lokalizacja: Kópavogur (10 minut aby dostać się do stolicy, Rejkiawiku)
Rodzina: mama H. świetna, ojciec R. przesympatyczny również! 5 dni spędza w Rotterdamie w Holandii, a na Islandię lata na weekendy :D




Dzieci
: Alma (12) i Isak (7). Jak na razie nie złapałam z nimi szczególnego kontaktu bo Martine (poprzednia ap) ciągle jest z nami więc bariera nie przełamuje się tak szybko, ale jest coraz lepiej :)




Dla Isaka kupiłam karty memory po angielsku, abym mogła się jakoś zacząć z nim komunikować, bo ani ja po islandzku, ani on po angielsku :p a że dzieciak wręcz kocha grać, to akurat.


Martine mówiła, że na Islandii panuje wielka moda bransoletki loom i że Alma je uwielbia, a że nie mogłam ich nigdzie znaleźć we Wrocławiu  zakupy  na ostatnią chwilę, to kupiłam jej te. Mówiła, że też git.


Raggnar powiedział że lubi polską wódę. Przywiozłam mu więc polską wódę.


***

Samolot miałam cały tydzień po powrocie z Hiszpanii, lot z Berlina trwał 4h. Na lotnisku przywitała mnie Hofi z Martine (dziewczyna która była au pair w tej rodzinie jakieś 3 lata temu i systematycznie odwiedza ich na czas wakacji). W drodze do domu, która trwała 30 minut, miałyśmy miliony tematów do rozmów więc ani na moment nie zapanowała niezręczna cisza :) Po 5 godzinach snu wstałam ze świadomością, że mamy akurat Międzynarodowy Dzień Sportu na Islandii, co równa się z tym, że ciśniemy na maraton! Zupełnie nieprzygotowana do jakiegokolwiek biegu wyruszyłam razem z rodziną i na szczęście nie umarłam po drodze.






Następnego dnia poszłyśmy z Martine na basen, a właściwie wody termalne. I co mnie zdziwiło, to trzeba się było rozebrać do naga i wejść pod wspólny prysznic. No nie wiem... trochę dziwne. Na ścianie wisiały plakaty z zaznaczonymi partami ciała które trzeba przygotowanym do tego żelem umyć. No dobra. Wieczorem byłyśmy na koncercie Justina Timberlake'a, który właśnie zawitał po raz pierwszy w swojej karierze na Islandię. Co prawda nie pałam jakąś wielką miłością do niego, ale trzeba przyznać, że układy taneczne mają naprawdę dobre - pod względem artystycznym byłam całkiem zaciekawiona. A bilet już czekał w pokoju jak przyjechałam - wszyscy byli mega podekscytowani twierdząc, że wielkie gwiazdy to na Islandię często nie przyjeżdżają. Ta... zwłaszcza kiedy niebo na Islandii to istne kino.


Przez cały tydzień mam jeszcze Martine do pomocy, która pokazuje mi ciekawe miejsca oraz często jeżdzone trasy.

7:30 pobudka - ogarnianie dzieci by poszły do szkoły i aby zjadły  śniadanko.
9:15-11:20 - będę 4 dni w tygodniu uczęszczać na kurs islandzkiego, zaczynam dopiero 15 września no i zajebiście lecimy z tym:D!
13-18:30 - zabawa, golfy, sporty itp.

***
1. Wszyscy tu robią sporty - dzieciaki mają miliony zajęć pozalekcyjnych związanych ze sportem; wszyscy mają super profesjonalne wdzianka do różnych sportów. W sumie jak mają taką pogodę dość średniawą to jakoś muszą sobie uzupełnić brak endorfin... hale sportowe są wszędzie. 
2. Jasne włosy i surowe rysy twarzy, ciekawe. Czasem Wikingowie.
3. Zapach wody... bez komentarza. Nie da się być na Islandii i pozostać obojętnym na zapach wody w kranie.
4. Wózki z dziećmi przed sklepem. Że to zdrowe, mowią. I że jest tak bezpiecznie i że nie muszą się niczym martwić. Jak mi o tym powiedzieli i gdy później zobaczyłam to na własne oczy, normalnie nie mogłam uwierzyć.
5. Sklepy wyglądają jak hale magazynowe czy duże hurtownie, choć oczywiście dobrej klasy i o wysokim standardzie.
6. Reikjavik furą to mega przyjemne doświadczenie, wszędzie tak spokojnie. Jako że mam automatyczną skrzynię biegów (pierwszy raz jechałam niemanualnym samochodem właśnie wczoraj), przy czym naprawdę nie ma wielu samochodów na ulicy, prowadzenie nie ekscytuje mnie już tak bardzo w mieście spowalniaczy i rond. Ale to w mieście. Jakikolwiek wyjazd poza to najlepsze doświadczenie za kółkiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Yo! Zostaw ślad, że czytasz :)